W dniu dzisiejszym zobaczyłem w końcu najnowsze dzieło Jamesa Camerona – Avatar. Film, który chciałem zobaczyć od bardzo dawna. Niestety nie dane mi było iść na premierę, bo miałem służbę. No ale co się odwlecze to nie uciecze. Dzisiaj praktycznie prosto z pracy udałem się do kina i…

…Powiem wam, że film zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Efekty wciskają w fotel – czujemy się jak byśmy lecieli tym samolotem, a biegające stwory przemykały zaraz obok nas. Jak dla mnie ten film to nowa era kina i zrobił na mnie tak samo piorunujące wrażenie jak dobrych kilkanaście lat temu Jurassic Park, pamiętam jak płakałem mamie w rękaw żeby pozwoliła mi iść na ten film do kina. Tyle lat minęło a ja nadal jak mały chłopiec potrafię zachwycać się stworzonym na ekranie komputera smokiem.

Fabuła filmu jest nad wyraz ciekawa i co najważniejsze niebanalna ( ostatnio panuje moda na filmy o tym, że koniec ludzkości jest bliski np. 2012 itp tam jednak od początku filmu wiemy jak się to wszystko skończy) W Avatarze akcja dzieje się 150 lat w przyszłości. Ludzie odkryli Pandorę – planetę, która tętni życiem, ale ich bardziej zainteresował bardzo cenny minerał. I tak jak przepędzano Indian w czasie gorączki złota tak samo tutaj Na’vi są ciemiężeni przez ludzi rządnych zysku. Na szczęście po stronie Na’vi jest grupa naukowców i niepełnosprawny żołnierz marines.

Aby dowiedzieć się jak to wszystko się zakończy warto wybrać się do kina i powiem wam, że pomimo tego, że film trwa 166 minut ani przez chwilę się nie nudziłem i już postanowiłem sobie, że wybiorę się na Avatara przynajmniej jeszcze jeden raz.

Dla tych którzy jeszcze się zastanawiają czy warto iść do kina, prezentuje najdłuższy dostępny zwiastun tego filmu:

PS.

Koniec roku to czas podsumowań ja pod względem filmowym ten rok bardzo pozytywnie a wszystko dzięki Bękartom Wojny i właśnie Avatarowi – oba te filmy lądują na mojej top liście wszech czasów którą mam zamiar w najbliższym czasie zaprezentować na łamach bloga.