Dzisiejszy Dziennik przedstawił obraz kandydatów do zawodowej służby w Wojsku Polskim.

„Zamiast wysportowanych, zdrowych i wykształconych mężczyzn, do zawodowej służby w Wojsku Polskim zgłaszają się głównie nieudacznicy i kryminaliści. Z danych resortu obrony wynika, że jedynie co piąty kandydat na żołnierza zawodowego nadaje się do armii. Jeśli ta tendencja szybko się nie zmieni, w gruzach legnie plan Ministerstwa Obrony Narodowej, by za dwa lata Polska dysponowała 120-tysięczną zawodową armią”

Do wstępowania w szeregi armii miała zachęcać kampania informacyjna uruchomiona kilka tygodni temu na zlecenie resortu obrony kosztem dwóch milionów złotych. Faktycznie kandydatów do wojska przybywa – w tym roku jest ich trzy razy więcej niż w ubiegłym – niestety ich przydatność jest mocno wątpliwa.

„Tylko co piąty poborowy przechodzi pozytywną weryfikację.”

Dowódca wojsk lądowych generał Waldemar Skrzypczak

„Przychodzą do nas kandydaci z lękami depresyjnymi, z nadwrażliwością emocjonalną, wahaniami temperamentu. Wielu odpada na testach badających poziom intelektu”

kierownik poradni psychologicznej WKU w Rzeszowie Mirosław Jarosiński

Mimo wszystko efekt jest jednak taki, że wojsku wciąż brakuje około 42 tys. ochotników. Najgorsze, że do armii nie chcą iść ci, na których wojsku najbardziej zależy, czyli młodzi, zdolni i wysportowani ludzie.
Wojskowych to nie zraża. Receptą na odwrócenie niekorzystnej tendencji ma być poprawa funkcjonowania tkwiących w głębokim PRL-u Wojskowych Komisji Uzupełnień.

„Zmienimy ich mentalność. Krzykiem, gburowatością nie przyciągniemy do siebie młodego człowieka. Musimy zrobić mu kawę, porozmawiać, przekonać do wojska”

pułkownik Artur Kołosowski, dyrektor sekretariatu ministra obrony

Brutalne ale jakże prawdziwe, bo po co komu mundur za grosze jak zawsze może zarobić trzy lub nawet cztery razy więcej na zmywaku w Irlandii…